Strony

poniedziałek, 5 marca 2018

Już za chwilę, za momencik...

Patrzę na moje dziecko i wierzyć mi się nie chce, że zaraz skończy rok. Kiedy to minęło? Przecież jeszcze niedawno spacerowaliśmy w gondoli. Martwię się o niego, standardowo. Mam wrażenie, że jest w nim dużo złości. Czy wszystkie dzieci tak mają? Czasem tak się denerwuje, że bije na oślep rączkami. Może to normalne, nie wiem. Ludzie myślą, że największe ryzyko przy adopcji noworodka to ten czas, kiedy biologiczna mama na swoje prawa rodzicielskie i może chcieć, żeby dziecko do niej wróciło. Ale dla mnie prawdziwa niepewność zaczyna się teraz. Obserwuję Rysia i cały czas się zastanawiam, czy pewne zachowania wynikają z wieku, czy może mają inne podłoże. Fizycznie póki co wszystko jest w porządku, nawet ta mowa już mnie tak nie martwi, bo zaczyna tworzyć sylaby. Ale emocjonalnie nie wiem. Patrzę na inne dzieci i wydają mi się takie łagodne, a Ryś to taki mały łobuziak. Nie znosi, gdy czegoś mu się zabrania. Wiem, jak to brzmi, i że napiszecie, że wszystkie dzieci tak mają. I pewnie tak jest, ale ta jego złość czasem mnie zastanawia. Jakie skutki mogły mieć dni, które spędził sam w szpitalu, z odparzoną do krwi pupą, wrzeszcząc, gdy był głodny? Do tej pory zanosi się przy płaczu. Za każdym razem. Usta robią mu się sine. Dmucham mu zawsze w buzię, bo autentycznie boję się, że zemdleje. Staram się z nim być, dużo przytulać, nosić, ale i tak czasem ma straszne nerwy. Może taki jest jego charakter, może to taki etap, nie wiem. Wierzę w to, że to my, rodzice, tworzymy człowieka. Nie geny. To my pokazujemy, co jest dobre, a co złe. To my tłumaczymy, że nie wolno bić, ale pozwalamy także na demonstrowanie negatywnych emocji. Powinniśmy jednocześnie umieć je pochłaniać i zamieniać na dobrą energię, a potem oddawać w postaci pozytywnych uczuć, poczucia bezpieczeństwa w każdej sytuacji, bliskości i miłości. Nie jest to łatwe. Przykro mi, jak Ryś mnie odpycha, jak próbuję go przytulić, ale wiem, że on tak naprawdę nie robi nic złego. I dalej go przytulam, mojego niemalże roczniaka❤

Czytam właśnie biografię Steve'a Jobsa. Syn pół-Niemki i Syryjczyka, oddany do adopcji jako noworodek. Trafił do bardzo dobrej, kochającej rodziny, a mimo to całe życie ciążyła nad nim trauma porzucenia. Nigdy nie pogodził się z tym, że rodzice go oddali, tym bardziej, że wychowali jego biologiczną siostrę. Jego niesamowita historia pokazuje, że naprawdę nie geny tworzą człowieka, a wychowanie. To adopcyjny ojciec Jobsa, stolarz, wpoił mu zasadę, że wszystko co robi, musi być perfekcyjne, nawet szczegół, którego nikt nie zobaczy, jak tylna ściana komody. Dzięki temu dążeniu do ideału Jobs stworzył najpotężniejszą firmę technologiczną na świecie. To dzięki temu odważył się na rzeczy z pozoru niemożliwe, mało tego, powodował, że inni przekraczali swoje granice. Jak w tej reklamie, "Do what you can't". Dla niego wszystko było możliwe. Kiedyś opowiem o nim Rysiowi, bo to naprawdę niesamowity człowiek. Polecam jako lekturę na jeszcze chłodne, ale już prawie wiosenne wieczory.

12 komentarzy:

  1. Kochana, jak ja Cię rozumiem! Ja też coraz bardziej jestem przekonana, że nasze dzieci, gdzieś tam na dnie serca, nie pogodzą się z tym, że ktoś ich odrzucił, nie zawalczył, nie dał rady. Oczywiście dużo zależy od nas, ale czas pokaże na ile uda nam się tę traumę oswoić. Zresztą dużo mówiono nam o tym na szkoleniu w oa. I w mojej rodzinie też mam tego przykład. Niemowlak, mama ginie, ojciec nie daje rady, wyjeżdża. Dzieckiem zajęli się dziadkowie. Ojciec owszem przyjeżdża, odwiedza - rzadko, ale zawsze. Dziecko rośnie, ojciec zakłada drugą rodzinę. Kontakt się urywa. Teraz ten niemowlak ma ponad 50 lat i dopiero teraz przeżywa traumę odrzucenia, pomimo, że dziadkowie byli jak rodzice, kochali do szaleństwa. Sama mówi, że jak patrzy na swoje dzieci, to nie rozumie dlaczego ojciec nie walczył, nie chciał kontaktu. Nie umie mu wybaczyć...
    Co do rozwoju Rysia,to myślę, że to normalne. Dzieci są różne, jedne uparte, drugie nie. Jedne złoszczą się inne niekoniecznie. Ja na przykład do 6 roku życia gryzłam dzieci jak mi się coś nie podobało(!). Albo tupałam ze złości nogami. Wyrosłam;-) Mojej siostry syn "od zawsze" uparciuch - zimą nie nosi rękawiczek, "bo nie!", nie cierpi traperów "bo nie!", spodni dżinsowych itp. Moja siostra pozwala mu być sobą i nie robi z tego problemu;-0 A mnie na przykład jak to widzę to trzęsie;-0
    Poczytaj trochę o rozwoju psychicznym dzieci, może to Cię uspokoi. Mnie też niepokoiły różne rzeczy u Hani, po czym okazywało się, że mieści się w normie i po jakimś czasie mijało, albo wyciszało się. Dużo zależy od tego co my jesteśmy wstanie zaakceptować, Myślę, że warto powiedzieć, że rozumiesz, że jesteś zły, że jest ci smutno i przytulać, przytulać, przytulać;-)
    Wszystkiego najlepszego dla Rysia!!!!!
    Powodzenia!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. O ja! Jaki zbieg okoliczności! Ty wiesz, że ja miałam o tym Jobsie napisać? I to w tym tygodniu, tylko się zbierałam, zbierałam i nic z tego nie wyszło :)) To już nie będę pisać chyba ;) Czytałam biografię jeszcze w czasie starań o adopcję. To niesamowita historia, gdyby nie adopcja, nie mielibyśmy myślę dziś iPhonów. Jak to twierdził sam Jobs, ojciec biologiczny to tylko dawca spermy, jego prawdziwym był ten adopcyjny, dzięki któremu tyle osiągnął. Strasznie żałuję, że tak szybko odszedł, mógł jeszcze wiele osiągnąć. Ja akurat jestem fanką jabłek ;)

    Co do Rysia to gratuluję, bo zaraz przestanie być niemowlaczkiem i wkroczy w zupełnie inny wymiar dzieciństwa :)
    Moja starsza córka jest baaardzo wymagającym dzieckiem, żywiołowym, łaknącym wiedzy i ciągle gdzieś podążającym. Staram się za nią nadążyć :) A z drugiej strony jest bardzo emocjonalna, myślę, że wynika to z jej traumy porzucenia, mimo, że była malutka, kiedy ją zabraliśmy. Miewa napady, choć coraz rzadziej, w których nie panuje nad swoimi emocjami. Nie myślę o adopcji, staram się jej pomóc, bo wiem, że pragnie miłości i nieustannego zapewnienia o tym.
    Kiedy mówiłam o niej, że jest smykol, koleżanka zapytała mnie, czy wolałabym ciamcioka spokojnego, który niczym się nie interesuje ;) No oczywiście, że wolę żywiołowe dziecko :)) U niej taki bunt zaczął się tak na serio jak miała jakiś rok i 3 miesiące i trwa do tej pory, bo ona jest jak kot, lubi chodzić swoimi ścieżkami, lubi jak jest tak jak ona chce ;) Myślę, że to taki charakter. Ona nawet szantażowała opiekunki jak była w placówce jako niemowlę (przed tym jak nas poznała) bo krzyczała tak głośno o jedzenie (ogólnie tylko o to płakała) że musiały wszystkie inne dzieci odstawić i ją nakarmić. No. Ale już teraz się ogarnęła, jest super i pomimo tego, że łatwo nie było, to tak jak piszesz, to nie DNA, a my jesteśmy rzeźbiarzami. Dostaliśmy dziecko, które trzeba ukształtować. Czytając to co piszesz o Rysiu, to wypisz wymaluj moje życie przez ostatnie 3 lata :))) Ściskam mocno i życzę dużo cierpliwości i miłości. Naprawdę bardzo szczerze wam kibicuję, żeby wszystko się ułożyło. Dzięki takim dzieciom człowiek też się zmienia, bo inaczej zostanie w tyle hahaha.
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznaję, że przechodzę małą fascynację tym człowiekiem i też żałuję, że tak szybko umarł, bo pewnie stworzyłby jeszcze niejedno cudo.
      Ja też wolę żywioł od camcioka:) Zresztą, sama jestem bardzo energiczna i temperamentna.
      Dzięki Izzy za Twój komentarz, dobrze wiedzieć, że nie tylko mój tak się buntuje. Wierzę, że będzie lepiej. Zresztą, już nie jest wcale źle, w końcu to dziecko, niech trochę połobuzuje;)

      Usuń
  3. Jakoś tak jest, że z okazji ważnych rocznic ludzie więcej analizują i podsumowują. Księżniczce również zbliża się roczek i też się zastanawiam, ile z jej zachowań wynika z naszego postępowania, a ile odziedziczyła po rodzicach biologicznych. Akurat na opiekę szpitalną w pierwszych chwilach jej życia nie mogę narzekać - wiadomo, że nic nie zastąpi kochającej mamy, ale nie było mowy o długotrwałym krzyku z głodu ani odparzeniach.
    Najbardziej niesamowite jest to, jak maluchy zmieniają się trakcie tego pierwszego roku życia. Też tak masz, że patrzysz na zdjęcia sprzed np. 11 miesięcy i zastanawiasz się, co się stało z tym maciupkim noworodkiem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak mam...mało tego, byłam wczoraj u koleżanki, która ma dwumiesięczną córę. Mała waży teraz tyle, ile Ryś w dniu urodzin. Prawie tyle. A mnie się ciągle wydaje, że on jest mamusi małym bobasem i jakoś tak śmiesznie, jak widzę, co to naprawdę znaczy bobas 😊

      Usuń
    2. Tak Ci jeszcze napiszę, że Księżniczka również w złości uderza łapkami na oślep. Bije mnie też czasem po twarzy i uważa to za świetną zabawę, chociaż wie, że nie wolno. Chyba faktycznie dzieci w tym wieku tak mają, bo ani my małej nie bijemy (więc trudno tu mówić o jakimś powtarzaniu), ani też nie zauważyliśmy u niej żadnych dodatkowych przejawów agresji, które mogłyby nas zaniepokoić. Myślę, że po prostu maluchy próbują w ten sposób wyrazić sprzeciw, bo inaczej jeszcze nie umieją.

      Usuń
  4. Crazy-cat-lady6 marca 2018 15:31

    Ty sie kochana ciesz ze nie probuje jeszcze na wysokosci wchodzic, bo moja to nauczyla sie na stol wchodzic, biorko i szafki! A rybki to padaja mi na zawal serca bo jak wlezie to male na szafke to sciaga pokrywke od akwarium i bawi sie woda! Tez sie denerwuje jak czegos jej zabraniam, albo udaje ze nie slyszy ;-) Taka gluchota wybiorcza (to po tatusiu). A tak poza tym to kiedy ten czas zlecial, ze on niedlugo roczek skonczy?! Ps. Przyjecie urodzinowe na blogu bedzie? :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Chyba nie tylko rodzice adopcyjni mają tą manię porównywania i zastanawiania się czy dziecko jest na prawidłowym etapie, czy odpowiednio się zachowuje. Ale póki co mogę sobie tylko wyobrazić jak jako mama stresujesz się każdym nietypowym zachowaniem... Rysio i Wy mieliście bardzo duże szczęście, że tak szybko na siebie trafiliście. To bardzo dużo. Wiesz sama, że inne dzieci miesiącami, latami są przerzucane z kąta w kąt , a jednak wychodzą z opresji <3 Także myślę, że u Rysia to wszystko minie. Być może taki ma sposób tymi swoimi nerwami poznawania świata i testowania :-) Ot, odezwała się znawczyni w temacie (haha).

    Wiadomo, że martwić się będziesz zawsze :-) jak ostatnio usłyszałam dziecko to taki abonament na całe życie... do końca się o nie martwimy <3

    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Dla mnie jobs jest jednak antybohaterem - wypowiem sie na podstawie filmu ale jego podejscie do przyjaciół, córki - nie mój typ. Może i stworzył cos wielkiego ale prywatnie...
    Co do Rysia :) - moja Czarodziejka - lutuje kiedy ma okazje. Tłumaczę, prosze ale niestety - coś jej się nie podoba i zaraz ktos otrzymuje liścia. Najcześniej Czarodziejek.
    Roczniak to młody koleś, obserwuj ale z dystansem :)
    Mój Czarodziejek ma rok - wydaje sie być łagodny ale myslę ze dopiero pokaże na co go stać :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Mamo Rysiowa- jesteś bardzo mądrą mamą. Poszukujesz wiedzy, rad, wsparcia. Świadomie podchodzisz do macierzyństwa, martwienie się o dziecko, jego rozwój jest chyba wpisane w to do końca życia. Jednak jako mama Ty wiesz co jest najlepsze dla swojego synka :) Mały pokazuje charakter, testuje też gdzie są granice, chętnie by je poprzestawiał.
    Zaintrygowałaś mnie biografią Jobsa- chyba po nią sięgnę, póki mam jeszcze trochę czasu dla siebie.
    Co do charakternych dzieci- jakoś mi się tak skojarzyło- nie wiem czy znasz bloga Dagmary Hicks calareszta.pl. Dagmara leczyła się z niepłodności, ma z in vitro trojaczki i każde jest różne. Jedno z jej dzieci w przedszkolu sprawiało kłopoty, uznane było za trudne i wymagające dużej pracy dziecko. Rodzina wyemigrowała do Australii i okazało się, że to trudne dziecko nagle zdobywa wyróżnienia, jest chwalone i doceniane. Po prostu do każdego dziecka należy mieć indywidualne podejście.

    OdpowiedzUsuń
  8. Wiesz co... Mój Mały się tak strasznie frustruje już teraz, że ja nie wiem co to będzie jak podejmie próby poruszania się albo jak nadejdzie słynny bunt dwulatka... Ja jestem złośnicą straszną i boję się, że to w genach przekazałam synkowi. Być może Twój syn ma również gen złośnika, ale to znaczy, że będziemy z naszymi dziećmi pracować nad pozytywnym wyrażaniem emocji, i nie znaczy to nic więcej. Damy radę, będziemy się wspierać ;-)

    OdpowiedzUsuń