Strony

poniedziałek, 26 marca 2018

There is no place...?

Tak mówią. Że wszędzie dobrze, ale w domu, wiadomo. Zawsze jak wracam z Francji, czuję ogromny niedosyt, żal i po prostu tęsknię. Jest mi tam naprawdę bardzo dobrze. Nie w Paryżu, nie na Lazurowym Komercyjnym Wybrzeżu, ale właśnie w tej sielskiej, wiejskiej, deszczowej, wietrznej Bretanii. Życie płynie tam zupełnie inaczej. Ludzie są inni, spokojni, nigdzie się nie spieszą, są niesamowicie uprzejmi i mili. Zawsze jak tam jesteśmy, dziwimy się ogromnie, jak łatwo jest spotkać uśmiechniętego sprzedawcę, który zawsze pożyczy ci miłego dnia, podziękuje z szerokim uśmiechem, zapyta, jak się czujesz. I jak to możliwe, że to, co powinno być naturalne, jest tak trudne w naszym kraju? Dlaczego tylu tu ponuraków? Dlaczego ludzie na poczcie, w urzędzie itd. zachowują się, jakby robili ci wielką łaskę? Dlaczego na moim własnym osiedlu sąsiedzi nie mówią sobie "dzień dobry"? Zawsze jak wracam, jestem trochę rozdarta. Bo chciałabym tam żyć. Z drugiej strony nie chcę zostawiać mojego życia tutaj, domu, rodziny. Może kiedyś...póki co muszą wystarczyć mi wakacje.
Ryś lot zniósł całkiem dobrze, gorzej z nami. Umęczył nas bardzo, zwłaszcza w drodze powrotnej, bo przez strajki nasz lot był opóźniony i przesiedzieliśmy w uziemionym samolocie dodatkową godzinę. Plus dwie godziny lotu. A moje dziecko nie należy do spokojnych maluchów. On MUSI się ruszać:) Było ciężko, bo tam niestety nie mógł. Ale jakoś daliśmy radę.
Sam nasz pobyt u teściów był bardzo udany. Dziadkowie zorganizowali dla małego urodziny, zaprosili rodzinę, wypiliśmy szampana za jego zdrowie. On nacieszył się dziadkami, a dziadki wnukiem. Raz udało nam się nawet wyjść na kawę, toż to prawie randka! Ryś został wtedy z babcią i bawił się tak dobrze, że nawet nie zwrócił na nas uwagi, gdy po trzech godzinach wróciliśmy do domu. Było naprawdę bardzo sympatycznie.
A teraz powoli wracamy do naszej rzeczywistości. Od kwietnia zaczynamy adaptację w żłobku, a 2 maja wracam do pracy. Nie chcę, tak bardzo nie chcę...
Kilka zdjęć z naszej podróży:













14 komentarzy:

  1. Cudnie tam. Gosia

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale tam pięknie! Masz rację, że my jesteśmy narodem ponuraków, a tej życzliwości jakoś coraz mniej dookoła. Pamiętam, jak mnie to uderzyło, gdy wróciłam z Erasmusa. Nie lubię takich porównań i narzekania, ale coś w tym niestety jest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie lubię, ale to się samo narzuca niestety. Pamiętam, jak wróciłam z Irlandii po roku mieszkania tam i ludzie dosłownie patrzyli na mnie jak wariatkę, bo mówiłam dziękuję kierowcy, wychodząc z autobusu. Tam to było całkowicie normalne. A najbardziej przeraża mnie najbliższa okolica, moje osiedle, bo tu ludzie nawet nie odpowiadają na powitanie! No jak tak można? Mijamy się przecież tak często. Jest jeden pan, który nagminnie ignorował moje "dzień dobry" i raz nie wytrzymałam, zapytałam go wprost, czy nie słyszy, że się mu kłaniam, chociaż to właściwie on powinien przywitać się pierwszy jako mężczyzna. Jeśli już tego nie robi, wypadałoby przynajmniej odpowiedzieć na powitanie. Od tamtej pory kłania mi się z daleka😁Eh, zły dzień mam dzisiaj, stąd ten przydługi, smętny komentarz. Co u Was?

      Usuń
  3. Jak tam jest pięknie i tak...spokojnie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham takie klimaty :) Cisza, spokój, słyszysz tylko odgłosy natury i swoje myśli :) Dlatego my zawsze jeździmy poza sezonem, bo jakoś tłumy mnie nie pociągają. Na pewno odpoczęliście, przynajmniej psychicznie. Brawa dla Rysia! Jejku ja sobie mojej starszej nie wyobrażam w samolocie jak była mała. Pewnie zaraz by go rozniosła, albo sama chciała pilotować hahaha. Najważniejsze, że bezpiecznie wróciliście.

    A co do Polaków to hmm, tacy jesteśmy, czyli "Co u ciebie"? "Stara bida"
    A przecież każdy ma jakieś problemy, to nie tak, że uśmiechamy się, bo ich nie mamy. Ja też tak mam, że jak się uśmiechnę to mają mnie za wariatkę, albo że czegoś chcę. Nie powiem, gdy np. idę do przedszkola i mijam te same osoby, zawsze mówimy dzień dobry a z niektórymi wymieniamy uśmiechy. Jest jedna taka para, gdzie on jest mega sympatyczny, a ona gburowata. Gość się uśmiecha, ja też, ubieramy dzieci w żłobku, a żona stoi i zjada mnie wzrokiem jakbym co najmniej miała romans z jej mężem. eh. ;)

    Mnie się wydaje, że ludzie żyją swoim życiem i nie wychodzą dalej niż poza własny nos. Szkoda.

    Trzymam bardzo bardzo mocno kciuki za żłobek. Tzn nie za żłobek, żeby wytrzymał, ale za Ciebie, bo Ryś na pewno da sobie radę, a przy jego ruchliwości na pewno będzie to dobra okazja do dobrej zabawy wśród innych dzieci. Ostatnio byliśmy na takim malutkim placyku zabaw w centrum handlowym, przy Food Court i myślałam, że padnę, bo po zakończonej zabawie, młodsza pozasuwała wszystkie krzesła do stolików (5 stolików było) i poustawiała wszystkie pufki równo :D Takie ma nawyki ze żłobka ;) Musieliśmy stać i czekać jak skończy. Potem siostra jej pomagała.

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękne widoki... Wiem, o czym piszesz. My mamy rodzinę w Wielkiej Brytanii i też często nie chce nam się wracać...
    A z rzeczy drobniejszych - mamy niemal identyczną spacerówkę. Albo ten sam model Espiro, albo bardzo podobny.
    Wracam do pracy 9 kwietnia i doskonale rozumiem Twój ból...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To używana spacerówka za stówę i jestem z niej bardzo zadowolona 😊ja wracam ostatecznie 7 maja, okazało się, że mogę wykorzystać dwa dni urlopu okolicznościowego 😊

      Usuń
    2. Oo.. a możesz napisać, z jakiej okazji ten okolicznościowy? Może i mnie się należy ;)

      Usuń
    3. Z okazji narodzin dziecka 😊mamy takie same prawa jak rodzic biologiczny. A że moja firma sama to zaproponowała, to skorzystałam oczywiście😉W praktyce mamy tych dni nie wykorzystują, bo idą od razu na macierzyński. Ale mogą, warto dopytać, czy u Ciebie byłoby to możliwe.

      Usuń
  6. To musiała być wspaniała podróż :) Piękne widoki!

    OdpowiedzUsuń
  7. No no, tej randki zazdroszczę jak nie wiem! :) dawaj znać jak tam adaptacja, Rysia, no i Twoja do macierzyństwa w nowej odsłonie.

    OdpowiedzUsuń
  8. My Polacy nie mamy tyle słońca co Francuzi. Większa bieda u nas i mimo wszystko trudniejsza historia. Czasy PRL, wojen. Myślę że choć to po części tłumaczy dlaczego jesteśmy tak smutnym narodem.

    OdpowiedzUsuń