Strony

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Oczekiwania a rzeczywistość...

Powiedzieliśmy sobie z Przyszłym Tatą, że jak ten ostatni raz w programie nam się nie uda, to angażujemy się na 100% w naszą rozpoczętą już procedurę adopcyjną. Planowałam nawet, że będąc na zwolnieniu po transferze napiszę życiorys. Jest to jeden z wymaganych dokumentów przy adopcji, ale nie takie CV jak do pracy, bardziej opowiadanie na swój temat. To ostatnie podejście traktowałam trochę po macoszemu, myślałam, że jak się uda to super, a jak nie, to trudno. Nawet pomyślałam sobie, że lepiej jak się nie uda, to na spokojnie będziemy mogli zacząć kurs, nie będziemy musieli niczego odkładać itd (wiem, głupio się do tego przyznać teraz...). W myślach umeblowałam już nawet pokój dla trochę starszego dziecka. Nawet miałam taki fajny sen...
Śniło mi się, że była zima, leżał śnieg. Wyszłam na balkon, jakoś tak 2-3 piętro i spojrzałam w dół. A tam, na śniegu, sam jak palec, stał mały, mniej więcej roczny chłopczyk, ubrany w czapę, kombinezon, stał i był przerażony. Ledwo się trzymał na nóżkach, bo był naprawdę maleństwem. Stał i szukał mamy. Zrozumiałam od razu, że to jest moje dziecko, że on szuka właśnie mnie i na mnie czeka. Zaczęłam wołać do niego "Synku! Synku!", wtedy on podniósł główkę i uśmiechnął się do mnie tak, jak tylko dziecko potrafi się uśmiechać do swojej mamy:) Ja wiem, że to był znak, wiem, że moje dziecko już gdzieś na mnie czeka.
Między innymi dlatego wydawało mi się, że naprawdę jestem w 100% pogodzona z tym, że nigdy nie będę w ciąży. No właśnie, wydawało... Rzeczywistość jak zwykle okazała się dużo bardziej skomplikowana. Bardzo przeżyłam tę ostatnią porażkę, Chyba najbardziej ze wszystkich do tej pory. Zrozumiałam, że jeszcze za wcześnie, że jeszcze ciągle mamy siły i środki, żeby jeszcze raz zawalczyć. Póki piłka w grze:)
Wczoraj zrobiłam wieszak na kwiaty i jestem z siebie bardzo dumna, bo zdolności manualne u mnie żadne;)

4 komentarze:

  1. Dobrze,że się nie poddajecie. Ja mam chwilowy dół ale zamierzam się z niego wygrzebać.Też przeżyłam Waszą porażkę, może dlatego,że bałam się jej u siebie.
    Zazdroszczę Ci tego wioskowego życia:):)

    OdpowiedzUsuń
  2. A jednak jakieś te zdolności są, bardzo ładny wieszak:)

    Ładny sen! Mnie się śnią same koszmary albo dziwactwa, a u Ciebie piękna historia z przesłaniem:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzę, że też lubisz kwiatki:) ja co roku sadzę właśnie petunie na balkon.
    Jeżeli czujesz, że to jeszcze nie koniec, to dobrze, że się nie poddałaś. Warto walczyć o marzenia, żeby później nie żałować, że mogło się zrobić coś jeszcze.

    OdpowiedzUsuń
  4. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że zawsze można zrobić coś jeszcze. Dodatkowych badań i ulepszeń w IVF jest tyle że na 10 lat walki wystarczy. Tylko trzeba wiedzieć kiedy powiedzieć już "dość" wystarczy. Fajnie o tym pisała Lidia z Wiewiórkowa. Zobaczymy jak Twoja historia. Teraz już to czytam po czasie więc zobaczymy jak karty zostały rozdane.

    OdpowiedzUsuń